Przyznam szczerze, że nie spodziewałam się, by jakaś książka uruchomiła we mnie takie pokłady melancholii. Gdy czytałam Królestwo Nikczemnych Kerri Maniscalco przypomniały mi się wszystkie romanse paranormalne i młodzieżowa fantastyka z aniołami i demonami, jaką miałam okazję czytać jako nastolatka – przypomniały mi się jednak one w jak najbardziej pozytywny sposób, bo historia stworzona przez Kerri czy samo jej wykonanie nie trąciła bowiem myszką, a raczej ogrzewała serduszko wspomnieniami sprzed lat. I cóż, biorąc pod uwagę samą tematykę książki oraz obecnego tu włoskiego Pama Gniewu, wspomnienia nie był jedynym ogrzewającym mnie elementem :)
Emilia i Vittoria to siostry, Wiedźmie wnuczki należące do rodu Cór księżyca. Ich cała rodzina, oprócz włoskich korzeni i miłości do włoskiej kuchni, cechuje się niezwykłym respektem względem siedmiu książąt piekielnych. Wśród nich znajdują się Pan Chciwości, Zazdrości, Pychy czy Gniewu. Nie są to jednak tylko stare zabobony i głupiutka wiara – takiego demona można faktycznie, namacalnie przywołać i zawrzeć z nim układ. Należy przy tym pamiętać o semantyce zdania, o wszystkich kruczkach i drobnym druku, ponieważ przystojni, mroczni władcy piekieł lubią wykorzystywać luki i nieścisłości w zawartych umowach.
Gdy znika Vittoria, najprawdopodobniej na wskutek właśnie tak zawartego przymierza, Emilia rozpoczyna swoje własne śledztwo, w którym nie wyklucza ofiar. Śmierć siostry i rozpacz obudziły w niej chęć zemsty, całkowicie ją zmieniły przeobrażając w broń.
W trakcie lektury Królestwa Nikczemnych dość szybko można wysnuć wniosek, że książce należy się podobny hype, na jaki zasłużyło chociażby Krew i popiół, Okrutny Książę, czy nawet Dwór Cierni i Róż Sary J. Maas – tu także dostajemy bowiem popularny i uwielbiany motyw enemies to lovers, kiedy to dwie skłócone i wrogie sobie osoby (z których co najmniej jedna powinna mieć paranormalne zdolności) zaczynają pałać do siebie równie mocnym co nienawiścią uczuciem. Autorka stworzyła także postać na miarę Rhysa: gorącego, przystojnego i umięśnionego mężczyznę z dna piekieł, oczywiście wytatuowanego, władczego i emanującego arogancją, z ust którego każde kolejne wydobywające się słowo ocieka coraz większym sarkazmem. To ten typ dialogów, w których za śmiertelną groźbą czai się jednocześnie gorąca obietnica. Ależ mi ostatnio brakowało takich villainów, czy raczej grey morally charakterów, w których nastoletnia ja mogłaby się zakochać.
Królestwo Nikczemnych z pewnością stanowi serię nieidealną, ale dostarczającą niezwykłej rozrywki. To taka książka, w której znajdziemy drobne dziury logiczne, głupie decyzje czy irytujące postacie, ale jednocześnie to tzw. page-turner – przez lekturę się płynie i jesteśmy w stanie przeczytać ją w ciągu kilku godzin. Jeżeli fantasy pełne intryg i czarnych, przystojnych charakterów to to, co lubicie najbardziej, koniecznie zapoznajcie się z powieścią Kerri Maniscalco.
Zaobserwuj!