Pan umrze, więc zdradzę Panu tajemnicę... Chmury z keczupu / Annabel Pitcher [opinia]

Hej! Cześć! Drogi Panie Stu! Wiem, że siedzi Pan w więzieniu i czeka na karę śmierci, a ja jestem tylko zwyczajną nastolatką, która postanawia pisać do Pana listy. Ale tak jest łatwiej. Tylko Panu mogę powiedzieć prawdę. Otóż... Ta czerwień na moich dłoniach to nie ketchup. Ja... Zabiłam kogoś...


Zazwyczaj przyznanie nagrody jakiejś powieści sugeruje czytelnikom, że będzie to coś więcej, niż tylko lekka lektura. W wypadku książek młodzieżowych można się więc spodziewać drugiego dna, metaforycznego przesłania i czegoś, co zmieni światopogląd nastolatków. Dość często są to jednak historie wyjątkowo rozdmuchane i do tego trudne w odbiorze. Ale, jak widać, da się inaczej. Da się prosto, jasno, z humorem, wzbudzając zaciekawienie i sprawiając, że człowiek chłonie opowieść w ciągu jednego wieczora. W lipcu, za pośrednictwem wydawnictwa Papierowy Księżyc, trafia do nas jedna z tych powieści. W 2014 roku otrzymała nagrodę im. Edgara Allana Poego za najlepszą powieść young adult. Dziś przed Wami – Chmury z Keczupu autorstwa Annabel Pitcher.

Można by uznać, że to zwyczajna, lekka młodzieżówka, jakich tysiące na naszym rynku. W czym więc tkwi jej wyjątkowość, że doczekała się nagrody? Chmury z Keczupu są zbiorem listów, jakie pewna nastolatka wysyła do obcego mężczyzny. Męczą ją wyrzuty sumienia związane z czymś, co zrobiła w przeszłości, a własnych tajemnic boi się wyznać chociażby na spowiedzi – nie jest pewna, czy ksiądz nie pobiegłby z tym na policję. Wybiera więc takiego słuchacza, by jej historia nie przedostała się do szerokiego świata – więźnia czekającego w celi na karę śmierci. Dzięki temu dziewczyna może zrzucić z serca ciężar, a my mamy szansę poznania jej historii i ocenienia, dlaczego posunęła się do zbrodni i w jaki sposób jej dokonała.



Epistolarna forma przedstawienia historii jest rozwiązaniem wiążącym się z elementem powieści, jaki nie odpowiada wielu czytelnikom – z narracją pierwszoosobową, która w tym wypadku jest pierwszoosobowa do kwadratu, a jej nasilenie dotyczy nie tylko faktu, że musimy siedzieć w głowie bohaterki i myśleć jak ona, ale jeszcze przyzwyczaić się do jej stylu pisania – bo przecież cały czas czytamy napisane przez nią listy. Musimy przyzwyczaić się do chaosu, jaki panuje w głowie tej nastolatki. Że co i rusz będzie zmieniać temat, przeskakując z morderstwa na szkolną imprezę, rodzinny obiad, sprawy intymne i mało ważne szczegóły; że czasem poruszy wątek, o którym nie wypada rozmawiać z obcym człowiekiem, tym bardziej spędzającym życie w więzieniu; że na zmianę zacznie opisywać przeszłość zasypując nas retrospekcjami, by po chwili wrócić do teraźniejszości i skutków, jakie przyniosło jej działanie; że, jako osoba, która sama pisze książki, zdarzy jej się odpłynąć myślami i posłużyć się poetyckimi metaforami; że dialogi nie będą wyglądały tak profesjonalnie, jak w większości czytanych przez nas powieści, bowiem są tylko parafrazą i zarysem rozmowy, który decyduje się przybliżyć dziewczyna, pomijając przy tym nieistotne według niej szczegóły; że w najbardziej emocjonującym momencie postanowi przerwać pisanie listu, by nakarmić kota. Forma ta sprawi, że przez wielu czytelników książka ta może zostać odebrana jako zbyt dziecinna, momentami niesmaczna, z bohaterką oceniającą drugiego człowieka nie mając z nim kontaktu i pewnie urażając na każdym kroku jego uczucia, ale jednak w doskonały sposób odzwierciedla psychikę narratorki oraz zdradza jej priorytety życiowe.

Wychodząc poza formę zapisu i przechodząc do treści, w książce pojawia się wiele tematów typowych dla młodzieżowych obyczajówek: problemy z dogadaniem się z rodzicami i młodzieńczy bunt, przyjaźnie i szkoła, pierwsze miłości, relacje między rodzeństwem, choroby w rodzinie, problemy w pracy... Tematów jest dużo do upchnięcia na niewielkiej liczbie stron, jednak autorce zgrabnie się to udało. Nie przeczę, część z nich można było lepiej rozpisać, na niektórych z nich można by pewnie oprzeć całą nową powieść, jednak to też element, który zrzucam na narrację – może dziewczyna nie chciała zagłębiać się w konkretny temat, nie chciała zdradzać pewnych szczegółów, tak jak nie zdradzała swojego imienia...? Za to głównym wątkiem, który przenika przez cały wytwór Annabel, jest trójkąt miłosny, chociaż nazwa ta nieco spłyca wszystkie zachodzące tu relacje. Całe szczęście, że nie jest typową rozkminką zakochanej dziewczyny, zatracającej się na zmianę w oczach jednego lub drugiego kolegi z klasy. Tu relacje są bardziej skomplikowane i załóżmy, że trzecia krawędź trójkąta poprowadzona jest przerywaną linią. Całość urozmaicają liczne nawiązania do kultury i popkultury – pojawia się Harry Potter, musicale, Oliver Twist czy koty nazwane Lloyd i Webber.



Autorka stara się zainteresować nas tajemnicami, a karty odkryje dopiero na ostatnich stronach. Cały czas śledzimy więc sekrety rodzinne, o których wszyscy rozmawiają przyciszonymi głosami i urywają zdania w momencie, gdy my, biedny czytelnicy, moglibyśmy wreszcie coś zrozumieć. Dopiero z czasem zaczynamy łączyć drobne fakty i układać puzzle w całość. Świetnie zbudowano tu napięcie sugerując, że za chwilę poznamy prawdę, by w tym momencie zakończyć rozdział. Nie do końca wiem też, jakiego zakończenia się spodziewałam. To zaproponowane przez autorkę z pewnością z lekka mną wstrząsnęło i długo po przeczytaniu ostatnich zdań siedziałam wpatrując się w ścianę i układając sobie wszystko w głowie.

Z jednej strony nie powiem, żeby Chmury z Keczupu były na tyle wyjątkowe, by je nagradzać – nie wiem jednak, jaką miały konkurencję. Z drugiej natomiast widzę w niej to ukryte drugie dno, z którego, przy dokładnej lekturze, można wyciągnąć coś dla siebie, a liczba wprowadzonych wątków umożliwia odnalezienie w którymś elemencie własnej sytuacji. Dzięki prostej formie młodzież nie będzie miała problemu z przyswojeniem wartości ukrytych w historii – o ile tylko je odkryją, zauważą negatywne skutki płynące z działań poszczególnych postaci i przeleją to na własne zachowanie.