Winni (2018) czy Winni (2021)? Porównanie filmów The Guilty

winni 2018 vs. winni 2021 porównanie filmów

Film Winni (The Guilty) nakręcono zaledwie w 11 dni. Czy w tak krótkim czasie mogło powstać warte uwagi dzieło? Czy pracę nad nim ułatwiał fakt, że tytuł ten w rzeczywistości pojawił się na ekranach w 2018 roku (reż. Gustav Möller), a Amerykanie zdecydowali się teraz jedynie zaadoptować tę duńską produkcję na swoje realia?

Poniższy tekst to lekko zmodyfikowany zapis wersji wideo o tym samym tytule. Materiał dostępny na YouTube obejrzysz tutaj.

Gdy przystępowałam do seansu i pisania recenzji kolejnego filmu nie spodziewałam się, że całkiem przypadkowo powstanie tekst na temat dwóch odrębnych produkcji. Wszystko dlatego, że są one niemal identyczne i nie różnią się nawet tytułem. Okazuje się bowiem, że tegoroczna premiera Netflixa Winni z Jakem Gyllenhaalem jest bardzo wiernym remakem nie tak starej przecież duńskiej produkcji z roku 2018.

Obie historie opierają się na tym samym trzonie fabularnym: funkcjonariusz policji, którego następnego dnia czeka rozprawa sądowa za przewinienia, o których widz początkowo nie wie, pracuje jako operator telefonu alarmowego. Gdy mężczyzna odbiera połączenie od uprowadzonej kobiety, przez kolejne minuty, jeśli i nie godziny, jej los znajduje się w jego rękach i zależy od podejmowanych przez niego decyzji. Obie produkcje to także one man show – akcja rozgrywa się w jednym pomieszczeniu, w miejscu pracy naszego bohatera, któremu bez przerwy towarzyszy oko kamery. Wywołanie w widzu jakichkolwiek emocji i przemyśleń spoczywa na barkach jednego aktora, ponieważ przez półtorej godziny ani razu nie zniknie on z kadru, za to dostaniemy wiele zbliżeń na jego twarz, grymasy czy nerwowe drżenie kolana i to te drobne gesty budują napięcie i uczucie niepokoju. O wszystkich wydarzeniach związanych z porwaniem jedynie słyszymy, wyciągamy wnioski z rozmów telefonicznych, nasłuchujemy dźwięków, które mogłyby powiedzieć nam, co dzieje się na miejscu przestępstwa, przez co Winni mogą stanowić idealną rozrywkę dla fanów podcastów i słuchowisk. Ludzka wyobraźnia jest niezwykle bogata i często obrazy, których nam dostarczy, wywołają w nas silniejsze emocje, niż faktyczny kadr uwieczniony przez kamerzystów.

winni 2021 jake gyllenhaal

Przeanalizujmy teraz zmiany, jakich dokonali twórcy w remake'u Winnych i zastanówmy się, czy nagranie tego samego filmu po raz kolejny miało jakikolwiek sens.

Jak już wspomniałam, wątek fabularny w obu produkcjach jest identyczny, do wersji amerykańskiej dodano jednak więcej elementów i bogatsze tło, co jednak w ogólnym rozrachunku wcale nie wypada na plus. Akcja Winnych z 2021 roku rozgrywa się podczas wielkich pożarów w Kalifornii, co dodatkowo podnosi adrenalinę oraz wyjaśnia późniejsze pojawiające się w filmie problemy, takie jak słaba widoczność, brak możliwości wezwania śmigłowców i ograniczona dostępność jednostek policyjnych. Nasz główny bohater posiada również własną, prywatną historię, która wpływa na jego zachowanie – to problemy zdrowotne, bóle głowy, astma, PTSD, ale także walka o rodzinę i tęsknota za córką. Cechy te sprawiają, że widzowi łatwiej jest zrozumieć nerwowość Jake'a, a tym samym usprawiedliwić jego zachowanie czy źle podejmowane decyzje. Wprowadza to dodatkową nutkę napięcia, nie wiemy, skąd bierze się agresja policjanta, przez co jego wątek wysuwa się na prowadzenie i momentami ciekawi znacznie bardziej niż sprawa uprowadzenia kobiety, a cały seans odegrany jest na tym samym, wysokim poziomie podenerwowania. Liczba wprowadzonych elementów, którymi twórcy rzucają nam prosto w twarz na wypadek, gdybyśmy nie umieli sami sobie czegoś dopowiedzieć, jest tak duża, że poszukujemy między nimi powiązań i na koniec, gdy nie dostajemy żadnych odpowiedzi, czujemy rozczarowanie. Nieco lepiej rozwiązano to w duńskim pierwowzorze, gdzie rządzi minimalizm jedna, główna oś fabuły, a popełniony błąd czy nagły wybuch chłodnego i spokojnego, z lekka znudzonego biurokracją i pracą za biurkiem funkcjonariusza wywołuje w nas większy szok – emocje narastają stopniowo, a widz nie jest zasypany mnóstwem bodźców, które usprawiedliwiałyby postępowanie bohatera, akcja rozwija się powoli i nabiera prędkości niczym kula śnieżna. W wersji tej jeszcze bardziej wybrzmiewa również, że jest to film jednego aktora, ponieważ twarze pozostałych postaci jedynie przemykają rozmyte w tle lub są po części zasłonięte przez scenografię lub samego Jakoba Cedergrena.

Pytanie brzmi, czy stworzenie remake'u, który finalnie jest niemal identyczny jak pierwowzór, ma w ogóle rację bytu? Oczywiście takie przypadki się zdarzają, jednak zabieg ten uchodzi za ciekawszy, gdy obie produkcje dzieli -naście lub -dziesiąt lat. Gdyby Winni powstali w latach 90. czy 80., faktycznie można byłoby podjąć się próby urozmaicenia fabuły i dostosowania jej do czasów współczesnych, np. powołując się na nowoczesne sprzęty i oprogramowanie, których w oryginale zabrakło. W wersji z 2021 roku jedyna aktualizacja dotyczy kalifornijskich pożarów czy wydarzeń związanych stricte z kulturą amerykańską – te kosmetyczne zmiany dotyczyły więc nie tyle czasów, co przeniesienia geograficznego. Mnogość wątków i bodźców zamiast wzbogacić fabułę jedynie rozpraszała. Nawet mimo mojego uwielbienia do Jake'a Gyllenhaala muszę z przykrością stwierdzić, że zbyt szarżował on aktorsko i nie zawsze wtedy, gdy scenariusz to sygnalizował. Jak widać, czasem mniej znaczy więcej. Nie widzę też sensu w poprawianiu produkcji, która nie wypadła słabo, a wręcz przeciwnie – otrzymała wiele nominacji do nagród. Amerykańska filmografio, jak nie masz pomysłu na siebie, to nie kombinuj.

Zaobserwuj Wybredną Marudę, by niczego nie przegapić!


ZOBACZ TAKŻE: